piątek, 4 października 2013

Galaretka

                  I jeszcze jedna konkursowa bajka, odnaleziona z czeluści skrzynki:

Sabina Jasińska
Galaretka
Zamek, o którym tu mowa prezentował się niezwykle i w każdym przechodniu wzbudzał podziw i zdumienie. Mieszkała w nim rodzina królewska, w której skład wchodzili: nieznoszący warzyw Król Baleronek, uwielbiająca owoce ananasa Królowa Tropikana i ich córka Jarzynka, zajadająca się marchewką z groszkiem.
Wydawać by się mogło, że zakątek ten jest ostoją ciepła i spokoju i każdy chciałby spędzić w nim życie. Niestety dla zamieszkującej królewską kuchnię wieprzowej galarety, od wielu tygodni było to miejsce cierpienia i udręki.
Ukochany przez małą Królewnę groszek, zmówił się z marchewką i razem bezdusznie pastwili się nad wspomnianą wcześniej Galaretą.
- A ty czego się znowu boisz wieprzowino? - dopytywał złośliwie groszek.
- Niczego się nie boję. - tłumaczyła zrozpaczona mieszkanka królewskiej kuchni.
- To czego się tak trzęsiesz? - drwił Strączek.
- Mówiłam już setki razy, że taką mam naturę. Po prostu trzęsę się i już.
- Dobra, dobra. Nie ściemniaj lepiej. I tak wiem, że jesteś najbardziej tchórzliwą istota na ziemi.
- Powtarzam ostatni raz. NICZEGO SIĘ NIE BOJĘ!!! - oponowała Galareta.
-   To udowodnij nam to, a wtedy damy ci spokój. - podpuszczał groszek.
- Z miła chęcią. Ale jak? - pytała oskarżana o tchórzostwo wieprzowa bywalczyni stołów.
- No..., na przykład, daj się pokroić. - zaproponował groszek.
- O tak, tak. Pod nóż z nią, pod nóż!!! - zawtórowała zaciekawiona marchewka i z wrażenia urwała sobie zielony, postrzępiony włos.
- Ałłłłłłłłłłłłłłaaaa – zawyła z bólu.
- Cicho Zielenino- zganił ją Groch. Decyzja należy do Galaretki. Sama musi wiedzieć, czy chce udowodnić nam swoją odwagę. Nie naciskajmy na nią- wyjaśniał dobrodusznie Strączek.
Wieprzowa galaretka po chwili zastanowienia powiedziała:
- zrobię to, jeśli złożycie obietnicę, że dacie mi później święty spokój i już nigdy nie nazwiecie mnie tchórzem.
- Jasna sprawa – zadeklarował groszek z Marchewką.
Galarecie nie pozostało więc nic innego, jak tylko położyć się pod nóż.
Nagle wszyscy mieszkańcy kuchni swe spojrzenia przykuli do ostrego noża, który zbliżał się w kierunku roztrzęsionej do granic możliwości ofiary podejrzeń o tchórzostwo.
W kuchni rozległo się głośne wołanie: Galareta, Galareta, uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!
Trzęsąca się istotka, położyła ciało na drewnianej desce i ledwo zdążyła rozprostować plecy, gdy stanął nad nią błyszczący, naostrzony oprawca.
-  Gdzie mam ciąć?- zapytał, jakby od niechcenia.
-  Wszystko mi jedno – odpowiedziała spokojnie galareta. Chcę mieć to już za sobą, więc się pospiesz – ponaglała.
Nóż zamachnął się wysoko i ciachciarachciach, odciął lewy róg Galarety.
W kuchni zapadła cisza. Nikt nie śmiał pisnąć choćby małego słowa.
-  No i po sprawie – powiedziała Galaretka wstając  i otrzepując swoje miękkie ciało. Teraz dajcie mi spokój.
-  O nie, nie!!!- powiedział Groszek.
-  Tak łatwo ci nie pójdzie – dodała Marchewka.
-  Przecież obiecaliście – domagała się sprawiedliwości wściekła z rozpaczy Galareta.
-  A masz na to świadków? - dopytywał Strączek.
- Damy ci spokój, jak udowodnisz swą odwagę rzucając się do garnka z wrzącą wodą – zaproponowała Marchewka.
-  Nigdy, przenigdy!!!- krzyknęła Galareta i puściła się do ucieczki.
I gdy groch z marchewką już prawie mieli ją w swych szponach, do królewskiej kuchni wszedł nadworny kucharz. Chwycił prześladowców do ręki i wyrzucił do kasza mrucząc pod nosem: „Kto by pomyślał, że królewna Jarzynka ma na was uczulenie”.

Tym właśnie sposobem alergia królewny wybawiła wieprzową galaretkę z opresji i sprezentowała jej spokojne życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz