sobota, 8 listopada 2014

"Jak wy sobie radzicie bez znajomości języka?"

Kiedy przychodzimy robić warsztaty do nowej dzielnicy, często jest tak, że to my uczymy się nowych zabaw i podziwiamy pomysłowość dzieciaków w dostarczaniu sobie odpowiedniej stymulacji. W nieskrępowanych, podwórkowych zabawach znajdziecie wszystko: odkrywanie świata i praw fizyki, 
radzenie sobie z trudnymi emocjami, 
wypróbowywanie innych ról społecznych, 
rozwijanie małej i dużej motoryki, 
zręczności i równowagi (nie każda nieskrępowana zabawa jest bardzo mądra czy bezpieczna ale każda coś tam rozwija). 
Dotyczy to dzieci zdrowych i chorych. Profesor Olechnowicz powiedziała kiedyś, że "dziecko jest swoim najlepszym terapeutą". 
No dobra, to jaki jest w takim razie sens naszego przychodzenia na te biedne ulice, skoro dzieciaki same tak świetnie sobie radzą? Edukacja emocjonalna, nowe zabawy i techniki artystyczne, umiejętności wszelakie- to wszystko prawda... Ale przede wszystkim dzięki naszym zajęciom mają szansę nauczyć się pracować w grupie. A to, niezależnie czy pójdą do szkoły czy nie, bardzo przydaje się w życiu. Jest to często pierwsza sposobność by spotkały się dzieciaki z różnych klanów, różnych kast. Mówiące innymi językami. Zdrowe z chorymi. Biedne i bogate. Czy nie budzi mojej wątpliwości fakt, że burzymy dotychczasowy porządek? Ja mam na drugie imię Wątpliwość, więc jasne, że o tym myślę ale... Kiedy wchodzimy z kimś w interakcję to nie da się inaczej- mniej lub bardziej na siebie wpływamy. Począwszy od tego, że uśmiech ekspedientki może osłodzić nam dzień skończywszy na rozmowach z przyjaciółmi, które wpływają na nasze poglądy. Nie jesteśmy Fundacją. Nasz projekt to nie praca. Tym co nas motywuje jest właśnie ta wymiana, relacja, która się tworzy, więź. 
No dobra ale do konkretów! W co się bawić w takiej szalonej w grupie z ulicy? 
Nie mówiącej wspólnym językiem (bo część na przykład mówi po arabsku, część po kurdyjsku a kilka osób tylko po turecku).
Zróżnicowanej wiekowo (najmłodszy uczestnik ma dwa lata a najstarszy to dostojna matrona, która udaje, że wcale nie jest zainteresowana tym co się tu dzieje)

fot. Czarli Bajka

integracyjna (każdy jest mile widziany - pewnie pierwsze przybiegną dzieciaki sprawne niczym przyszła kadra Cirque du soleil, potem te mniej szybkie i niepełnosprawne). 
Jak?
Prawie wszystko opiera się na naśladowaniu. Dzieci są mądre, szybko załapują co mamy im do przekazania na migi. Bardziej kumate tłumaczą tym mniej bystrym. Fajnie jest znać język grupy, z którą się pracuje ale i nieznajomość ma swoje plusy. Zanika dyrektywność (która ogólnie jest dobra ale o tym innym razem). Przez mój brak znajomości języka staję się w pewien sposób niepełnosprawna. Dzieciaki chcą mi pomóc w przekazaniu treści, które mam dla nich. Z odbiorcy stają się współtwórcą warsztatów, tego całego heppeningu w którym bierzemy udział. Zatem na migi, wykorzystując naśladowanie, wspólnymi siłami bawimy się w... 

Oto kilka zabaw, które sprawdzają się zawsze, nawet w najtrudniejszej grupie.

PŁACHTĄ KLANZY


Ustawia dzieci w naturalne koło, jest atrakcyjna i widoczna. No ale o tym już było.















TAŃCE


(w Meksyku nagram cały przegląd naszych piosenek i tańców, bo mamy ich mnóóóóstwo)

ZABAWY WERONIKI SHERBORNE
Nie będę się tutaj dokładnie rozpisywać nad wspomnianymi metodami. Chcę tylko podrzucić kilka tropów dla  osób, które tak jak ja pracują ze zróżnicowanymi grupami i odpowiedzieć na odwieczne pytanie "Jak wy sobie radzicie bez znajomości języka?". Dlatego specyfice tej metody  innym razem ale tak pokrótce to:
Dzięki wymyślonym przez Weronikę Sherborne (która była fizjoterapeutką) ćwiczeniom, dzieci poznają swoje ciało i uczą się kontrolować jego ruchy. Nabywają świadomości przestrzeni i działania w niej. Ponadto ruch rozwijający ułatwia nawiązywanie kontaktów i wzmacnia opiekuńczość, współdziałanie i reagowania na potrzeby i możliwości innych. 
Te magiczne ćwiczenia to m.in. :

Przechodzenie przez tunele z połączonych nóg


rąk

głów
paluszków
i czego tylko chcą dzieciaki

ściskanie
 fot. Kasia Bielicka

(kanapka z materacy wygląda drastycznie ale to totalny czad!)




wyścigi taczkami


i na inne sposoby


Przepychanie plecami



i wszystkimi innymi częściami ciała.


Genialność tej metody polega na jej prostocie i naturalności. Nie trzeba słów, nie trzeba wielkiej sprawności ani intelektu. 
Jedynym problemem może być stosunek do ciała i bliskości w innych kulturach. Trzeba być taktownym i delikatnym. Nie należy jednak niczego z góry zakładać. Robiłam kiedyś zajęcia z wykorzystaniem technik Sherborne, na uniwersytecie w Erbilu. Gdybyście widzieli z jaką radością te skromne studentki w chustach wstawały z ławek i robiły tunele z nóg i turlały się po podłodze...


Odchodząc od zabaw typowo ruchowych objawieniem, które również sprawdza się w KAŻDEJ grupie jest MASAŻ BALONEM Z WODĄ. 



Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi tak napełniony balon przypomina w konsystencji matczyną pierś. Uczestnicy zajęć raczej nie zdają sobie z tego sprawy ale widzą jak taki masaż na nich wpływa; uspokaja, relaksuje. Stosowałam to nawet z rozszalałym chłopcem, który miał autyzm i zadziałało. Brzmi dziwnie a jak wygląda?
Prosimy dzieci by wyciągnęły dłonie i po kolei, delikatnie klepiemy w nie napełnionym wodą balonem. Dodajemy jakiś przezabawny dźwięk typu kukuryku, czy coś. (No boki zrywać.) A potem prosimy o kolejne części ciała- plecy, kolanach, brody, pięty i td. Zaznaczamy (na migi i entuzjazmem, kiedy, któreś z tego skorzysta), że kiedy dziecko nie ma ochoty na takie spotkanie z balonem, może odmówić. Przy okazji poznajemy jak brzmią nazwy ciała w danym języku bo my pokazujemy np. kolano a uczestnicy wyciągają nogi i dodają nazwę. Brzmi prymitywnie ale relaksuje, pomaga skupić się na ciele, może być przyczynkiem do rozmowy (lub refleksji) o tym, że mamy prawo stawiać granice jeśli chodzi o dotyk.

GŁUCHE TELEFONY

Z miną- Dzieci siadają w jednej linii za sobą. Ostatnie w rządku klepie w plecy delikatnie osobę, która siedzi przed nim i kiedy klepnięty się odwróci pokazuje mu jakąś minę. Ten, który otrzymał minę teraz sam stuka osobę, która siedzi przed nim i przekazuje minę, którą zobaczył. I tak dalej, mina sobie idzie aż dojdzie do osoby na froncie rządku. Wówczas trzeba wstać i pokazać innym jaka mina wyszła i jaka została odebrana.

Na plecach- dzieci siadają w taki sam sposób jak w poprzedniej zabawie ale na plecy kładą sobie kartki i zamiast mówić do ucha hasło, rysują na kartce jakiś kształt. 

MEMORY

Takie zwyczajne. Można je zrobić np. z pudełka po pizzy.


Albo trochę bardziej wymyślne:

Słuchowe- do identycznych pudełeczek (np. po zapałkach albo lepiej po filmach od aparatu) wsypujemy (parami) różne różności: groch, ryż, gwoździki, piasek... Reszta gry przebiega jak w tradycyjnych memorach, tyle tylko, że wytężamy słuch a nie wzrok.

Zapachowe- identyczna zasada jak powyżej tylko do pudełeczek wkładamy nasączone olejkami watki.

To oczywiście przy małej grupce dzieci. A na ulicy zawsze trzeba być przygotowanym na watahę. Raz  z powodu tej niekontrolowanej ilości uczestników miałyśmy na prawdę niezłe tarapaty...Gdy idziecie na dzielnię musicie się z tym liczyć. I na to, że nagle zacznie was gonić wokół płachty Klanzy jakiś wujek z zamiarem dania buziaczka. I z tym, że spadnie deszcz. Że komuś będzie przeszkadzał hałas albo, że wręcz przeciwnie, tak bardzo się Waszą pracą zachwyci, że zaprosi na obiad. 

Rożnie bywa z warsztatami "w terenie" ale na prawdę to lubię. Bo zmusza do wchodzenia  na wyżyny kreatywności. Bo jest prawdziwe. W społeczeństwie mamy różnych ludzi i taka wspólna zabawa (której dzieciaki często same nie inicjują i nie mają do niej okazji w szkole) pokazuje im, że można się fajnie bawić, mimo, że koleżka mówi tylko po romsku, jest mały albo nie widzi.

Oczywiście nie wyczerpałam tematu zabaw. Jeszcze będę do nich wracać i wracać. Napiszę też więcej o zabawach w grupach integracyjnych. Wszystkie opisane powyżej wykorzystywałam z dziećmi niepełnosprawnymi i sprawdziły się. Nawet tańce robiłam w szkole dla dzieci głuchych w Erbilu i wyszło super.

A tak apropo pochwały różnorodności to chciałabym jeszcze wspomnieć o pewnym bardzo mi bliskim projekcie 

Zaproś swoją królewnę do naszej bajki


Nie wkurza Was, że w reklamach, bajkach i piosenkach dominuje jeden model? Bo mnie trochę tak. Dziecko jest białe, ładne i zdrowe a rodzina to mama i tata. Pewno, że fajnie jest być zdrowym i wychowywać się w pełnej rodzinie. Jednak nie zawsze tak jest. W Polsce mieszka wiele innych kultur, co z tymi, które nigdy nie pojawiają się w czytankach, np. Romami? Czemu czarnoskóre dziecko przeważnie jest pokazywane w spódniczce z trawy albo poprzez pryzmat biedy i głodu? W dyskusji o adopcji dzieci przez pary homoseksualne zapomina się o maluchach, które już żyją w takich rodzinach. Jak się czują kiedy słyszą, że ich dom to "wynaturzenie"? To truizm ale fajnie by było aby każdy czuł się ważny i akceptowany- bez względu na to czy ma włosy jasne, czarne czy ich nie ma, czy mieszka z rodzicami, dziadkami czy samotnym tatusiem albo dwiema mamami. Dlatego trzymam kciuki za ten projekt bajek personalizowanych autorstwa trupy Latający Kufer. Tu każde dziecko: białe, czarne, z rurką respiracyjną albo zdrowe może być bohaterem własnej bajki. 




A tutaj jeszcze trochę o metodzie Weroniki Sherborne:
1
2
3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz