czwartek, 5 stycznia 2017

Uczta dla trollów i krasnali

Co jakiś czas zdarza się, że nasz projekt atakuje jakiś portal albo bloger o innych poglądach. Przyłączają się zazwyczaj do niego czytelnicy takowego (którzy zwykle mają duuużo czasu aby siedzieć przed komputerem i komentować). Przez kilka dni (krótko - jest przecież tyle ciekawszych tematów do skrytykowania) mają używanie. Pewnie każdy kto publikuje cokolwiek w internetach się z tym mierzy. U mnie zresztą skala jest malutka bo i ja z moimi treściami staram się trafić tylko do garstki, której mogą być one bliskie. Jakby nie były kiedy hejterzy przerzucają się na gdzie indziej zostaję z dziwnym uczuciem - mieszaniną fascynacji i niepokoju. Powinnam w ogóle tych bzdurek nie czytać - radzą mądrzy i doświadczeni ludzie. Nie potrafię. Czy to masochizm czy magnetyzm egzotyki płynącej z nieznanego mi rozumowania - śledzę jak zahipnotyzowana te wszystkie:
"Dziwka, na pewno sypia z cyganami"
"jak wynajmie pokój Czeczenom to jej się odechce multikulti" (zabawnie się zbiegło - kiedy padł ten komentarz właśnie pomieszkiwał w moim lokum Czeczen)
"te całe eko farmy, na które ona jeździ to kuźnia kadr dla czerwonych"
i td.
Niepokój nie wynika z tego, że ktoś mi źle życzy albo komuś nie podoba się jak żyję. Lubię pogadać z ludźmi, którzy mają inne zdanie, to wzbogacające. Przy atakach przez internet nie ma miejsca na dialog. Nie potrafię rozmawiać z kimś kogo nigdy nie widziałam, z kim nie mogę zboczyć z tematu, z dziwnym bytem który każdą pauzę na namysł odczytuje przeciwko mnie. Poza tym to ślęczenie przed ekranem to taka koszmarna strata czasu... Dziecko, słońce, praca - mam wyrzuty sumienia jak się zawieszę na fejsie, mam trwonić minuty czekając na lewy sierpowy? To już wolałabym się spotkać na ringu. A najlepiej przy dobrej herbacie.
Mnóstwo razy proponowałam - o ile był mail zwrotny albo prawdziwe konto na FB -  spotkanie. Może uznali to za nie szczere bo nikt nie przyjął. (Albo średnio wierzyli w moje zdolności kulinarne). Szkoda.
Na kanwie tych przemyśleń, pieląc grządki pod portugalskim słońcem, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Utopijny i naiwny bardziej niż obrazki Louisa Vivina. Ale sama taka wizja mnie koi.
  Jacob Jordanes

Pewien ekscentryczny milioner urządza ucztę - zaprasza na nią hejterów i hejtowanych. Załóżmy wspaniałomyślnie, że wszyscy przychodzą. Na zaproszeniu było zapowiedziane jaki jest cel spotkania - aby się wreszcie na prawdę poznać, aby spojrzeć sobie w oczy.
W klimatycznych wnętrzach (Styl rustykalny? Barokowy? A może szwedzka prostota?) spotykają się sheitowane gwiazdy (Owsiak, Komorowski, Tokarczuk) i takie szare myszki jak ja (sporo nastolatków). Z drugiej strony tak samo - poczytni blogerzy, trolle zawodowe i ludzie, którzy na prawdę wierzą, że robią komentarzami dobrą robotę. Że to na kształt misji. Zresztą co ja mówię, jakie strony - nie ma jasnego podziału. 
Wszyscy się z początku troszkę obwąchują. Na wizytówkach na stole nie ma nicków z netu, czy nawet imienia i nazwiska. Jest za to zdjęcie z dzieciństwa. Nie wiem, czy to się u wszystkich sprawdza ale mi myśl, że kolo który mi życzy "niech cię zgwałci armia ciapatych" był kiedyś niewinnym, pyzatym bobasem, bardzo pomaga na serce i wątrobę. 
 
Aleksander Orłowski

Niezręczną ciszę, chrząkania, myśli "a po diabła tu przyszłam" przerywa mowa gospodarza. Jak już wspomniałam jest ekscentryczny ale bardzo zabawny, w bezpiecznym stylu. Nie jest powiedziane, że rozbawi każdego ale atmosfera się oczyszcza. 
Następny punkt:  jedzenie. Sprawa znowu sporna (ktoś nie je mięsa, inny uparcie patrzy za wieprzowiną) - więc może postawmy na szwedzki stół. Trochę z Polski, trochę ze świata - aby wszystkim dogodzić. 
A potem co?
Czy sam fakt, że racząc się kopiastym talerzem sałat, zagaję do sąsiada, coś zmieni? Nie musimy przecież od razu wchodzić na tematy sporne (tydzień temu stwierdził, że w lalkach od Czeczenek na pewno przemycam heroinę). Możemy wymienić uwagi na temat temperatury powietrza, głośności muzyki, ponarzekać na korki... Żal i nieufność siedzą nam na ramionach ale nim się na siebie rzucą może zdążymy dojść do tego co nas łączy? Oboje oglądaliśmy w dzieciństwie Bolka i Lolka? Ups, oby nie skojarzyło się z innym Bolkiem). Może wkurza nas że lato nie chce nadejść? (Póki co jest tak miło, że żadne nie schodzi na temat zmian klimatu).
Cudownie gdyby - może za sprawą życzliwych mediatorów, którzy krążą po sali niczym promienne hostessy - doszło do głębszej rozmowy. Byśmy (my i wszyscy inni na sali - ci którzy nazywali ryjem twarz Marii Peszek, śmiali się z tragedii Filipa Chaizera, odgrzebywali Wałęsie przodków i td.) umieli na chwilę zobaczyć w sobie kogoś więcej niż ofiarę i oprawcę. Byśmy (ta hejtowana strona) choć trochę zrozumieli do jakiej tragedii musiało dojść (i w czyjej głowie), że ta miła pani w haftowanym swetrze życzy Natalii Przybysz śmierci w męczarniach. Co przeszedł niepozorny facecik z bródką, że zapraszam uchodźców do obozów w Auschwitz.
Ta nić zrozumienia, ten zalążek współczucia to oczywiście wersja optymistyczna. Może doszło by do dzikiej scysji. Tylko nadejście czujnych ochroniarzy uchroniłoby przerodzenie się uczty w krwawą jatkę. 
Nie wiem. Pielenie grządek się kończy a ja kończę snuć swoją wizję.
Nie znam ekscentrycznego milionera. 
Ale moje zaproszenie hejter (czy po prostu każdy kto ma zupełnie inne zdanie, zacznijmy powiedzmy od kwestii uchodźców) przyjąć może. Spotkajmy się na neutralnym gruncie, nie przekonujmy tylko razem wysłuchajmy swoich racji. Bardzo o tym marzę. Nie dlatego, że jestem taka dobra i otwarta choć pewnie przyjemnie było by w ten sposób o sobie myśleć. Nie, po prostu boli mnie, że ludzie , którzy wiedzą o moim istnieniu od dwóch dni piszą z czego żyję, ilu ojców mają moje dzieci i tak dalej. Na prawdę chciałabym zrozumieć się bierze taka złość i nieufność. Bo sama zaczynam się złościć i mi z tą złością bardzo trudno. I dlatego, że cenię działania na rzecz dialogu, wzajemnego poznania a mam obok siebie grupę, która jest sfrustrowana, potężna i z którą nie mam możliwości na poznanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz