piątek, 17 lutego 2017

CzujCzuje po portugalsku

Legendy po hiszpańsku w Meksyku to był pikuś. Zdarzały nam się małe wpadki w tłumaczeniu, (np. hiszpańskie granujas czyli łobuziaki w Meksyku oznaczają jądra) ale generalnie było super. W Portugalii połamałam język. Cudowna Marysia Wróblewska zrobiła nam tłumaczenie fonetyczne. Może są ludzie, którzy mają dar do języków i załapali by to natychmiast:
"KeRIdusz Emigusz! DEJszej my kontAR um KOntu de Rejnja da NEwy. SiniOR AnDERsen szkreWEŁ esa SZTOrja a MUJtu TĘpu i aGOra nosz WAmusz a kontAR i pyrformAR. SENtej sy conforTAwel i SZKUtej."
Ja mam dar jedynie do mowy ciała.
Cóż było robisz, zaczęliśmy nasze ternu po rozmaitych miejscach. Odwiedziliśmy m.in. Dom dziecka, dzielnicę, którą zamieszkują głównie emigranci (i są plany aby ją zburzyć, co się stanie z ludźmi, którzy ją zamieszkują? Ano nie wiadomo), polskie stowarzyszenie. 


Czasem na spektaklu była tylko dwójka małych widzów, czasem przychodziło pół miasteczka.



W Lizbonie nie specjalnie dużo pozwiedzaliśmy bo bywało, że całe dnie zajęte mieliśmy warsztatami i spektaklami. W Cascais udało się odwiedzić muzeum antropologii. Co nas witało na wejściu? Wystawa o teatrze cieni z Indonezji:



Chyba najmilszy prezent dostaliśmy w Lizbonie. Zona Franca Nos Anjos a dokładniej bajeczna Janka Wollny zaprosiły nas do poprowadzenia warsztatów laleczkowych dla portugalskich aktywistów. Strasznie to miłe bo ów projekt dostarcza nam najwięcej zgryzot
Z jednej strony satysfakcja jest ogromna
Mamy nadzieję, że i z tego spotkania wyniknie coś dobrego.



A póki co Adeus Portugalio. Wybywamy do Andaluzji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz