poniedziałek, 18 września 2017

Alfabet emocji czyli uważaj ze słownikiem!!!!

O emocjach można mówić na rozmaite sposoby. Czasem na warsztatach, które robimy powstają takie szaleństwa:

A- Apatia


„Alarm! Aligator Aleksander afiszuje astronomiczną apatią”, anonsuje anonimowy ankieter.
- Azaliż amory, aligatorze? Aldona albo Agata? - atakowała Aleksandra ameba Aurelia.
- Ani Aldona, ani Agata. Amory angażują aktywność.
- Ależ aligatorka Agata – autentyczny anioł! Ambitna artystka!
- Agata akurat anulowała amory.
- A Aldona?
- Ambiwalentna, arogancka aferzystka. Aczkolwiek atrakcyjna. Amory archaizmem. Aktywuję anemię.
- Aleksandrze! Amory aktywność arcyważna! Alternatywą agonia! Aplikuj Agacie aksamitne astry!
- Astry? Aligator alergikiem. Astma...
- Akompaniuj akordeonem!
- Aligatory amuzykalne.
- Asertywny aligator! - aprobowała ameba.

B- bajanie
Będąc bobasem biedronka Beata bajała: Będę baleriną!!! Baleriną... Baleriną... Bóstwem baletu! Bywalczynią bali. Blask, brylowanie, brylanty, brawa, bogactwo!
Błagała babcię Bogumiłę:
- Balet bułgarskich bobrów będzie Beatkę bawił...
- Bredzisz, bobasie. Bilety bajońskie. Będziemy biedakami.
- Buuu!!!
- Biegnij bawić biedronki. Boisko blisko.- bezdusznie bojkotowała bajania.
- Buuu!!! Błagam: bierzmy bilety, bowiem będą baletnicą...
- Błądzisz - beznamiętnie burknęła babka.- Biedronka baletnicą! Bezkresne bzdury. Bioder brak, buzia brzydka. - była bezlitosna.
- Będę bezprecedensową biedronką! - bzycząc broniła baletowych banialuków Beatka.
- Bynajmniej bobasie. Basta! Będziesz bajarką, bowiem brednie bełkoczesz bardzo biegle. Bierz brudnopis. Buziaki. Bywaj.

C- czułostkowość
Czyżyka Czarka cechowała czułostkowość. Częstował chałwą, ciasteczkami, cytrynowymi cukierkami chlipiące centaury. Cerował czapki czeczeńskim czterolatkom. Celebrował codzienność czekoladowymi chrupkami. Chwytał chochlą chmury. Chętnie chwalił cudze czupryny.
- Cezary, chłopie! - cicho chrypiał czyżykowi cielak Celestyn - Czemuś cały czas ckliwy? Czułostkowość charakterystyczną cechą ciężarnych. Częstujesz czystym cukrem.
- Cicho, cielaku - czknęła córka Cezarego, czyżyczka Celina.- Cezary czarujący. Czułość cnotą.
- Czułostkowość cuchnie! Cenię chłód charakteru - chrząknął Celestyn. - Cześć!
- Czekaj chwileczkę! Chwyć cebulę! Częstuję!
Ciumkając cierpkie cząstki cielak cicho chlipał.
- Chlip, chlip... Czuję czułość. Czasem cudnie czuć.

D- dziwy

Dorosłe dziobaki dziwiły Dziunię, dziobaczkę-dzidzię.
„Dlaczego drą dzioby? Dlaczego dniami drzemią? Dlaczego dawkują drakońskie diety, drwią, demonizują dentystów? Dużo dziwów” - dziergała dobitnie długopisem do dziennika. „Dlaczego dyskryminują, degenerują, dąsają? Dążę do dobrej dorosłości. Do doskonałości.”- dumała dopisując.
Daremne dyrdymały.
Doszedłszy do dorosłości dziobaczka dziewiątą dobę drze dziób. Dumnie dokupuje do domu drogie duperele, dawkuje dzieciom daktyle... Dziwiłaby dawną Dziunię.
Dziennik dzieciństwa? Dawno drapie dno Dunaju.


E- euforia
„Elbląskie echo” entuzjastycznie emitowało erudycyjne elegie emu Eryka. Efekt? Euforia. Elblążanie epatowali energią, edukując elfy elementarną elektroniką.

F- fascynacja
Fiku, fiku... Foka Franciszka finezyjnie formowała fałdy fal. Figle Frani fascynowały flaminga Feliksa, flegmatycznego flejtucha.
„Familia” - fantazjował Feliks, fatalnie fałszując fado. Fundował Franciszce fury fasoli, fosforyzujące fiołki, fizykoterapię. Finansował fanklub Franciszki, fundację, festiwal. Farbował fryzurę foki fioletowymi flamastrami.
- Forsa, flamastry, fani, ferwor... Fuj! - fukała foka.
- Futurystyczna furmanka? Fińskie frywolitki? Fotografie fusów? - forsował filuternie Feliks.
- Figa, frajerze!
Finał? Fochy Franciszki fajczyły fascynację Feliksa.

G- gniew


Gniew galopował grzbietem geparda Gwidona. Głos geparda grzmiał gromko ''grry grrry'. Gwidon gonił gajem gile, grabił gekonom gniazda, gorzko ganił gustowne granatowe garnitury gazeli Grażyny.
- Gniew, gniew, gniew!!!! Gile gamonie, gnuśna Grażyna!!!
- Gubisz głowę, Gwidonie - gorliwie gestykulował gepardowi gawron Gaweł - Gdzie grzeczność? Gdzie galanteria?
- Głupiego gadanie. Grzeczność grozi gorączką, gdy grasuje grypa. Gniewne grymasy gimnastyką grdyki.
- Gusła! Gdzie gepardzia godność, gdzie?
- Gepardy ginącym gatunkiem. Gardzimy grzecznością.
- Gonzalesie, generalizujesz. Gwarantuję: gdy gniew godzinami gości, głowie grozi gilotyna. Gaśmy gniew!
- Grejpfrutową galaretką? Gazpacho?
- Głuptasie! Graniem gitary, głaskaniem, gilgotkami...
- Genialne!

H- heroizm
Hiena Halina, hamując halny, hardo holowała helikopterem hulajnogę homarowi Henrykowi.
- Hańba, Halino! Hołubisz humorzastego hultaja? - histeryzował hipopotam Hilary.
- Henio hospitalizowany...
- Huncwot hipnotyzował harpunem halibuty. Hipokryta.
- Histeryczny harmider! Henio honorowo harował hodując holenderską hubę.
- Hura! Heroiczna hiena!

I- irytacja
Iguana Iwona intensywnie inicjowała intrygi:
- Indyka Ireneusza irytuje indyczka Iga. Istotnie, impertynencka istotka irracjonalnie interpretuje imaginacje Irka. Inna indyczka Izabela imputuje imigrantom ideologię islamu inhalując ich imbirem i importowaną ikrą. Iguana Ilona inkrustuje igłami imiona indyjskich iberystów...
- Idź Iwono, idź! Irytujesz.

J- jęki
Japoński jeżozwierz Jeremi jęczał jadąc jeepem. Jego jedenastoletni jedynak Jacek jadł jedynie jełczejące jelenie jelita. „Jedz jaglankę, jabłka, jagodowy jogurt, jajka”, jazgotał Jackowi Jeremi. „Jakim ja jestem jeżozwierzem, jeżeli jedynak jest jaki jest?”, jojczył.
Jacek jeszcze jątrzył. „Jogurt, jaglanka? Jadłospis jednookich joginów! Junacy jurt jedzą jedynie jelita jucznych jeleni. Jojojojojo!”.
Jeremi jęknął jowialnie:
- Jakkolwiek Jacek jest jednoznacznie jędzowaty, jest jednakowoż jutrzenką japońskiego jodłowania.

K- kłótnia

Kłótnie kształtowały klimat krainy krnąbrnych kangurów. Krew kipiała. Kłamano, krzyczano, kąsano kolegów. Kije kosiły koniczynę. Królowała korupcja. Kąśliwością karmiono kangurzątka. Kokietując króla każdy kangur kreślił kolejne karykaturalne konflikty: „Komu kokosów, komu kukurydzy?”, „Kleofas kreatura!”, „Kunegunda konformistka!”, „Kowal Karol kompromituje kierownictwo!”, „Kiedy kupić kaloryfery?”.
Król klaskał, konsumując kluski. Krnąbrne kangury kazał karmić kwaśnym, kalorycznym kleikiem.
Kangurzyca Kinga klarowała koleżankom katastrofalną kondycję kraju:
- Koniec krętactw! Kłótnie komplikują kontakty!
Kłótnie kończył kreatywny kanarek Konstanty, kradnąc krztynkę kochania krainie kolibrów.

L- lęk

Lemur Leopold lubił lewitować, lecz lęk likwidował lekkość latania. Lubił lepić lapidarne limeryki, lecz lękliwość lekceważyła lirykę. Lubił lokalizować lśniące limuzyny litewskich listonoszy, lecz ledwo luknął lornetką, liźnięty lękiem legł. Lokatorka Leopolda, lojalna Langusta Leokadia lamentowała:
- Lekarza!
Leciwy laryngolog, lew Ludwik Laskowski leniwie lustrował lemura lupą.
- Lepem lęku lizaki, lukier, landrynki, lemoniada... Lekiem luz lędźwi.

Ł- łzy
Łakomy łabędź Łukasz łapczywie łyknął łyżeczkę łupanej łodygi łubinu.
- Łeee, łykowate. - łkał łakomczuszek ławicą łez.
Łkanie łabędzia łaskawie łagodził łosoś Łazarz łagodnymi łaskotkami.

M- miłość
Myjąc matce metalowe miski myszka Małgorzatka melorecytowała:
- Miłości!!! Miłość maluje morze malinowo. Miłość meteorytem margerytek! - mówiła. - Miłość magiczna. Miłość muzą. Mocą! Marokańską melodią...
- Miarkuj mydliny, mądralo - marudziła Małgorzatce mama.
Mijały miesiące. Myśli myszki mimowolnie mąciły marzenia monstrualnej miłości.
- Miłość może motywować. Muszę mieć miłego. Muszę mieć małżonka! - mamrotała.
Majaczenia mikruski martwiły matkę. „Moja malutka markotnieje manifestując mrzonki”, myślała, melancholijnie milcząc. „Małe myszki muszą mieć małe, milutkie marzenia: mordoklejki, muszelki, motylki, mleczko, miętówki”.

N- nadzieja
Nutria Natalia namiętnie nadziewała nektarynki nadzieją. Najpierw należy nektarynkę naciąć nożykiem, następnie na niebieskiej nitce nanieść nieco najświeższej nadziei. Nafaszerowane nektarynki niosła najróżniejszym nieszczęśnikom: nerwowym niewiastom niezdolnym nabyć nowe narty, nikomu nieznanym nieznajomym, niedowidzącym nawigatorom, nobliwym, niedocenianym nianiom, nudnym narratorom.
Najedzeni niesamowitymi nektarynkami nieszczęśnicy nagle na nowo nucili niezwykłe nadzieje:
„Nauczę niemowy niemieckiego”,
„Namaluję najpiękniejsze nocne niebo”,
„Nabędę nowy namiot”,
„Nasmażę na niedzielę naleśników”,
„Niezobowiązująco napiszę najbardziej niesłychaną nowelę”.

O- optymizm
Odkąd ojciec ofiarował ostrydze Oldze okulary, oczy Oli odkryły optymizm. Odróżniała omamy od oczywistości. Okrężnie omijała ogólniki. Odwzajemniała opiekę. Odpoczywała. Oddychała.
Opolskie orangutany opryskliwie obrzucały ostrygę Olgę obelgami:
- Och! Olga otyła...
- Ok, odtąd okroję okazałe obiady. Opuchlizna odstąpi. - odważnie odpychała obawy Ola.
- O rety! Olga obdartusem...
- Odświeżę opaleniznę, odkupię oryginalną odzież, odmienię obuwie.
- Ojej! Opiniotwórcze operetki ogłosiły Olgę ogłupiałą oślicą...
- Operetki obumarły. Odtrutką obmowy obojętność. - Obśmiała obiekcje obserwatorek.
- Optymistka!!!
Otóż.

P- podziw


Pod Pekinem przy pomoście pisał poruszającą poezję pawian Przemysław. Pozostałe pawiany próżniaki, pomimo podziwiania pięknej pisaniny, powiadały:
- Próżny, pretensjonalny pajac.
Puszczały przebrzydłe plotki:
- Przemysław próżniak...
Pogardliwe prychały:
- Pawian pisarzem, phi!
Poruszony pomówieniami poeta płakał.
- Przepraszam panowie, podajcie przyczynę pretensji.
Przyparte pawiany pouciekały.
- Poszukuję prawdziwego przyjaciela - pomyślał Przemysław. Przeszedł po palmie, przeskoczył pomost. Popędził przez pola, parki, pagórki, połoniny, pustkowia. Przewędrował piętnaście październików. Pewnego piątku przystanął przy piekarni. Po przybrudzonej podłodze pięknie podskakiwała piekarka - pantera Paulina. Przemysław powoli podszedł pod półkę pieczywa.
- Przepraszam panią, precelki po piętnaście peso?
- Po pięćdziesiąt. Przecież pan... Pan Przemysław!? Poznaję!!!
Pawian poczuł przerażenie. Plotki przeleciały przez półkulę?
Piekarka pędem przyniosła periodyk. „Pekiński pawian podziwianym poetą” - powiadał podtytuł. „Poszukiwany pawian Przemysław. Przewspaniały przyjaciel, pasjonujący poeta. Poił prawdami proste pawiany... Przez podłe plotki porzucił poezję. Przepraszamy. Podpisano: Pawiany pod palmą”.
- Powrócić? - pytał piekarki.
- Pewnie! - prychnęła pieszczotliwie Paulina.
- Powrócę - pozapominają...
- Przeto pozostań! Poznasz papę, przebudujemy piekarnię, powiję piękne pacholęta.
Pokochałam pana przeczytawszy pańską poezję. Po pracy podobnie piszę piosenki. Proszę przeczytać.
- ”Pim pim pam pum pum pom, pewien pan połknął prom!'' Przecudne!!! Piękna pantero, przedstawiaj papie!

R- radość
Rodzice rekina Rudolfa rozmawiali rankami:
- Rozrabianie Rudiego rujnuje rodzinie reputację!
- Racja!
- Rozłamał różowy regał rejenta Roberta.
- Ryczy! Rywalizuje!
- Roztrwonił rodzinne rupiecie. Rozmroził rolmopsa. Raczy ropuchy rastafariańskim reggae.
- Rozsmarował robaki, rozdeptał rabatkę rabarbaru, rzeżuchę, róże... Recydywista!
Rozterki rodziców raptownie rozstrzygnęła rekinka Regina.
- Rozpamiętując rozróby, raicie Rudiemu rolę rozrabiaki. Redukujcie raban! Rekomenduję robić rodzonemu reklamę! - radziła rzeczowo.
- Reklamę Rudolfowi? Rudi rozbójnik, rebeliant, ryzykant!
- Rozkoszny, rozbrajający rekinek! Rozkazuję ruszyć remont rozumowania!
Rodzice rozważyli radę. Rudolf rozpoczął rok raptowną reinkarnacją. Robił rodzicom ryż, ręcznie reperował rynny, rozwoził rowerem rukolę. Rodzice reagowali rozanieleniem:
- Rudolf radością rodu rekinów!!!

S- smutek
Straszliwy smutek struł serce sarenki Sabinki. Stokrotki stały się szare, słodka szarlotka stęchła, szkolne sukcesy spowszedniały. Snuła się samotnie, szlochając spod seledynowego swetra. Sarny starały się społem sprowadzić spokój - stryjenka smażyła smakowity specjał: szparagi, siostry szeptały senegalskie szanty, sąsiedzi słali serdeczności, spasiony sznaucer stewardessy spod siedemnastki stepował swawolnie. Siódmej soboty, stryj Stefan skapitulował:
- Sprowadzę specjalistów.
- Smarować smalcem - stwierdził stanowczo singapurski staruszek.
- Starczy szyję – sprostował staruszka surinamski szyjoterapeuta.
- Serce Sabinki szaleje spragnione sportu. Szermierka, skakanka, saneczkarstwo sukcesywnie sprowadzą spokój - sennym staccatem snuł senegalski szaman.
- Sport? Smalec? Sentymenty! Sprowadźcie smoka! - stwierdził stanowczo siwy Szewd.
- Smoka?
- Smok sprowadzi sercu strach. Strach skończy serię smutku. Sukcesywnie strach strzepniemy suplementami. Smoki spod Sosnowca są super! Szczepione.
Sprowadzono Smoka Szczepana.
Szybko się spoufalili. Stał się spowiednikiem, sympatykiem, szczęściem Sabinki.
Smutek? Spłynął spokojnie słonym strumieniem.

T- tęsknota

Tukan Tomasz tęsknił.
-Tundra... Tundra... - trajkotał tygodniami tkliwym tenorem.
Tygrysica Tosia troskliwie tłumaczyła Tomkowi:
-Tukanku, tu Teksas. Tundra taaam.
-To takie trudne...
Tragedię tępił tapir Teodor:
- Tuk tuk, taszczę telegram! Tukan Tomasz?
- Tak.
- To trzymaj. "Tajne: Teść taty Tomasza, tukan Teodor Tutka - trup. Tknięty terminalnym tchnieniem trzewi, troskliwie tryknął Tomaszowi testament: tysiąc talarów, trzynaście termometrów, trzy talerze, trąbkę, trampki. Trabanta też."
- Tośka!!! Tysiąc talarów, trabant!!! Toż to Tutenchamon!!! To teraz tworzę trasę Teksas-tundra. Tralala!!! - Tomek tańczył tanga, twisty. Tupał, trajkotał. Tymczasem Tosia... Tup, tup. Taktownie trzymała twarz. „Trudno”, tłumiła tęsknotę, tuptając to tu, to tam.
Tukan toczył trabanta tajgą, tundrą. Trzasnął także Tonga, Tajwan, Teneryfę. Teraz Tybet. Trabant trząsł, trochę trzeszczał. Tymczasem Tosia tuczyła truskawkowym twarożkiem trędowatych taterników. Tomasz? Tęskni.
-Tosiu... Tosia... Tygrysica Tosia! - trajkocze tygodniami tkliwym tenorem.

U- uczucia
„Uczymy uczuć”- uaktywnił unikalne usługi ulubiony uniwersytet używającej ukulele uklei Urszuli.
„Uch, ujmująco! Uderzę!”
Upłynęły urodziny.
Uzupełniwszy ubytki, Ula uroczo użytkuje uczuciami ulgi, utyskiwania, ubolewania, uradowania, uwielbienia.

W- wstyd

Wiewiórka Weronika wielbiła wiejską wieprzowinę. Wyjątkowo wyróżniała woń wędlin. Wykupiła więc wszystkie wieprzowe wytwory województwa warmińskiego. Współlokatorzy wiewiórki, wróble Wiktor, Wanda, Walery, współtworzyli wtenczas wspólnotę wrażliwych wegetarian.
- Wyborne winogrona! Wiele witamin w wiśniach! - wykrzykiwali wesoło w wynajmowanym wspólnie wagonie, wbijając wykałaczki w wymienione wiktuały. Wiedziona wstydem Weronika  wolała więc wpakować wędliny w wytworne wiktoriańskie wazy. Wieczorami widząc wróble w wannie, wsadzała w wazy widelczyk.

Z- zazdrość

Zezowatą zebrę Zdzisławę złościła zamożność zimorodka Zygmunta. Zdaniem Zdzisi z zawyżeniem zarobków zdecydowanie zdziczał. Zaczął znajdować zalety złotych zębów. Zaśmieca zarośla, zachłannością zdewastował zboża...
- Zazdrościsz, Zdzisiu? - zaczepnie zagaił zajączek Zbyszek.
Zdzisia z zakłopotania zaniemówiła. „Zaprzeczyć?” Zwlekając, zaczęła zasmucona:
- Zrozum, zachwycona zakupami z zagranicy zechciałam zbić zysk, zagrabiając złote złoża. Zabrakło znajomości, zwinności, zaradności.
- Zachłanna zebro, znowu zacznij zabiegać. Zainwestuj! Znakomite zyski zainkasujesz, zakładając zakład zniknięć zazdrości, złości, zakłamania, zdrady - zawyrokował zając.

Ż- żal
Żaba Żaneta żałowała żyraf. Że żgają żelazkiem żółto-czarne żakiety, że żują żylastą żywność, że żadne żyrafy żeglarki. Żyrafom życzliwie żal Żanety. Że żre żółwiowy żurek, że żywot żółtodzioba, że żenująco żartuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz